Zwiedziona historią Doliny Pięknej Pani naiwnie wierzę, że wystarczy napić się wina z tamtejszych piwnic, by stać się zjawiskowo piękną, czarem swym obezwładniać i urodą porażać. Cóż za pycha mnie tam wiedzie! Dopiero na miejscu rozumiem na czym polega sekret Szépasszony-Völgy. To nie ja mam wypić miejscowe egri, kekfrankos, muskotaly czy medinę, by uroda moja eksplodowała i poraziła mężczyzn, ale to oni trunkami tymi upojeni zostać muszą, by wdzięk mój ich obezwładnił.
Zależność jest prosta: im więcej wypitego przez nich wina, tym uroda moja większa i czar nieposkromiony. I choć rzeczywiście potwierdza się zasada, przyznać muszę, że wcale mnie nie raduje lecz rozczarowuje niemiłosiernie. Tym bardziej, że proporcjonalnie do wzrostu mojej atrakcyjności ich atrakcyjność niewiarygodnie spada!
"Coś za coś" myślę, ale zaraz dowiaduję się, że egerskie trunki delikwenci powinni spożywać jednocześnie, by efekt był obustronny.
I choć wydaje się to wyjściem z sytuacji, to i tak uważam, że zasada marna!
Nie wiedzieć czemu postanawiam jednak przedłużyć tę marną chwilę
i zakupuję w kilku piwnicach litry wina, by starczyły na długie marne chwile. I choć doskonale rozumiem oszustwo - pozwalam, by trwało.
W naiwności swej mając nadzieję, że może jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób czar pozostanie na zawsze.
Cóż za niedojrzałość!