27 lutego 2009

sen aszú

Odkrywamy cudowny 5-cio putonowy aszú w kolorze złota,
o konsystencji gęstej i gładkiej, słodki, ale z nutą goryczy i posmakiem cytryny. W asyście jednego z naszych psów zdobywamy cały karton trunku.
I już rozumiem dlaczego caryca Katarzyna nie mogła przeżyć bez aszú ani jednego dnia, a caryca Anna Iwanowna sprowadzała do 60 tys. litrów tokaju rocznie. Rozróba wtedy zrobiła się straszna, bo przez transport do Rosji na dworze austriackim tokaju zabrakło, sytuacja stała się wręcz polityczna i ukrócono Annie dostawy.
My tymczasem udajemy się na poszukiwanie esencji aszú, co nie jest łatwe, bo miasto puste, w letargu pogrążone i nawet u Rakoczych piwnica zamknięta. Podejrzewamy zresztą, że w dekoracjach tylko jesteśmy i że to sen jakiś, ale nawet podoba nam
się ta opcja. A ja przecież już wiem doskonale jak blisko sen jawy leży i jak łatwo pomylić rzeczywistość z nierzeczywistością i wcale się już tym nie denerwuję, bo rozumiem, że na tym to właśnie polega i ciekawość w tym dziś upatruję, a nie złe fatum. Co ważne, nie o bliskość tych przestrzeni tu chodzi i złudność dzielącej ich granicy, ale wymieszanie i płynne anektowanie jednej przez drugą. Gdy przyjmuję to za oczywistość, bez złych skutków mogę się w nie zanurzać i ich smakować, co już samo w sobie przyjemnością jest niezwykłą. Być może i niebezpieczna to ekspedycja, ale tego nigdy się nie wie. A że podskórnie wyczuwam przestrzeń rozległą, złożoną z drobinek wielu, pełną niuansów i odcieni, i choć nie wiem gdzie mnie zaprowadzi, o skutkach myśl odrzucam pozwalając zmysłom się prowadzić, bo ciekawość jest silniejsza. Ciekawość tej przestrzeni,
ale i tego, co ona mi przyniesie i czego dowiem się o sobie w spotkaniu z nią samą. Co konsekwencją nagle naturalną mi się jawi niedawnej grudniowej wyprawy i zastanawiam się czy ja tę obecną podróż wtedy sprowokowałam (?).
I tak sobie chodzę po moich myślach i wcale nie pod wpływem esencji aszú, której tym razem w Tokaju nie znajdujemy.