12 lipca 2009

podróż

Idziemy do Dobrego Źródła, by napełniwszy usta wodą źródlaną i życzenie miłosne pomyślawszy siedmiokrotnie okrążyć kaplicę św.Anny. Siedem kół biegiem robimy, a wody przełknąć nie wolno. Udaje się. Ile na rezultaty trzeba czekać, tego nikt nie podaje. Wieczorem wsiadamy w pociąg sypialny, ale nie śpimy, bo rzeczy niezwykłe zaczynają się dziać, a może właśnie śpimy i wszystko to nam się śni, sama już nie wiem. Nasycone strumienie kolorów wpływają przez uchylone okno wypełniając całą przestrzeń naszego przedziału, która to się powiększa, to zmniejsza i tylko stukot kół świadczy o tym, że w pociągu jesteśmy. Fale kolorów unoszą się i opadają, łączą się spiralnie, ale nie mieszają ze sobą. I coś dziwnego dzieje się z naszą skórą, która pod ich wpływem zmienia swoją barwę. Jesteśmy błękitni, pomarańczowi, szmaragdowi, srebrni i znowu błękitni. Co za podróż!
(sen to chyba jednak nie był, skoro A nad ranem pokazuje mi to zdjęcie)