Noc nad Metują niespodziewanie nas zaskakuje, ale że energia nas nie opuszcza spacerujemy tam i z powrotem aż becherovskie dno nam się ukaże. A tymczasem noc z dniem niepostrzeżenie się wymienia, by doprowadzić nas do miejsca już znajomego, w którym pół wieku temu dochodziło do zdumiewającej wymiany towarów przez zaorany i pilnie strzeżony pas graniczny. Pokonywano go pod osłoną nocy na szczudłach zakończonych kozimi kopytkami, tak by nie zostawiać śladów własnych butów. Szmuglowanie czechosłowackich długopisów było wówczas niezwykle intratnym zajęciem. Dzisiaj trudno się połapać gdzie dokładnie przechodzi granica. Czas wracać do Blicksland.
27 sierpnia 2009
24 sierpnia 2009
Adršpach
Próby zakrzywiania przestrzeni okazały się na tyle skuteczne, że na jeszcze dalszym południu jestem i trochę nieswojo się tu czuję, bo z ciszy w zgiełk wpadam, gdzie zdecydowanie za dużo ludzi, a wraz z nimi za dużo dźwięków i rzeczy, bo każdy musi coś mówić i coś mieć przy sobie, ze sobą i obok siebie, a najlepiej dużo i jeszcze więcej.
Znajduję schronienie wśród palm i tu czekam na A, bo to jego sprawka z tym zakrzywianiem więc nadzieję mam, że ten sam tunel i jego tu doprowadzi, by mógł mnie uratować, bo nie wiem, w którą iść stronę.
Niecierpliwość moja nie pozwala mi jednak czekać, tym bardziej, że to czekanie na mężczyznę (sic!), a przecież kiedyś postanowiłam za sprawą M, że już nigdy na mężczyznę czekać nie będę. Opuszczam palmy i dobrze robię, bo po kilku minutach otwiera się przede mną obszar niezwykły i jakże inny od poprzedniego. Docieram do skalnego miasta, gdzie naraz z A się spotykam!
Znajduję schronienie wśród palm i tu czekam na A, bo to jego sprawka z tym zakrzywianiem więc nadzieję mam, że ten sam tunel i jego tu doprowadzi, by mógł mnie uratować, bo nie wiem, w którą iść stronę.
Niecierpliwość moja nie pozwala mi jednak czekać, tym bardziej, że to czekanie na mężczyznę (sic!), a przecież kiedyś postanowiłam za sprawą M, że już nigdy na mężczyznę czekać nie będę. Opuszczam palmy i dobrze robię, bo po kilku minutach otwiera się przede mną obszar niezwykły i jakże inny od poprzedniego. Docieram do skalnego miasta, gdzie naraz z A się spotykam!
20 sierpnia 2009
zakrzywianie czasoprzestrzeni
Jeśli odległość w linii prostej między dwoma punktami może wcale nie być najkrótszą możliwą do pokonania drogą i jeśli rzeczywiście istnieje tunel w zakrzywionej czasoprzestrzeni, przez który można pokonywać odległe obszary, to właściwie odrzucić mogę moją niecierpliwość, niepewność i lęk, bo droga, która wydaje mi się "drogą dookoła" może paradoksalnie okazać się tą najkrótszą.
19 sierpnia 2009
14 sierpnia 2009
latanie
Jeden krok pociąga za sobą drugi. Wyruszam w kolejną podróż na południe. Do miejsca, którego nie ma na żadnej mapie. Bez znaczenia to jednak skoro sama przybywam z obszaru bez określonych współrzędnych geograficznych. Zanim jednak dotrę do nowego miejsca w głowie namiesza mi trochę (zresztą nie tylko mnie) nalewka z pigwy, pokój z miętową lamperią, złoża uranu i powietrze przesiąknięte arsenem.
Nie wiem czy to arsen tak działa czy inna jest tego przyczyna, ale unoszę się nad lasem, nad skałami - lecę! Szybko. Wysoko. Jestem w powietrzu. I choć boję się, to przyjemność jest tak wielka, że chcę jeszcze. Przezwyciężam strach, a ostrożność chowam do kieszeni. Lecę, a przecież nie mam skrzydeł. Po chwili spostrzegam, że nie sama jestem tu w górze, przelatuję nad kimś, a ktoś nade mną, nasze drogi krzyżują się. I odkrywam naraz, że lecimy po ściśle wyznaczonych liniach. Ktoś je nam wyrysował i nie da się od nich uwolnić. Jak to się stało, że nie zauważyłam tego od razu? I choć świadomość istnienia struktury nie umniejsza samej przyjemności latania, to jednak zasadniczo zmienia perspektywę jej postrzegania.
Nie wiem czy to arsen tak działa czy inna jest tego przyczyna, ale unoszę się nad lasem, nad skałami - lecę! Szybko. Wysoko. Jestem w powietrzu. I choć boję się, to przyjemność jest tak wielka, że chcę jeszcze. Przezwyciężam strach, a ostrożność chowam do kieszeni. Lecę, a przecież nie mam skrzydeł. Po chwili spostrzegam, że nie sama jestem tu w górze, przelatuję nad kimś, a ktoś nade mną, nasze drogi krzyżują się. I odkrywam naraz, że lecimy po ściśle wyznaczonych liniach. Ktoś je nam wyrysował i nie da się od nich uwolnić. Jak to się stało, że nie zauważyłam tego od razu? I choć świadomość istnienia struktury nie umniejsza samej przyjemności latania, to jednak zasadniczo zmienia perspektywę jej postrzegania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)