25 marca 2009
22 marca 2009
9 marca 2009
bańki mydlane
Robert Hooke nieustannie i niestrudzenie wykonywał nowe eksperymenty, by każdego tygodnia przedstawiać je na posiedzeniach Towarzystwa Królewskiego w Londynie. A to teleskop zwierciadlany, a to sprężynę spiralną do napędu zegarków, to znowu pompę próżniową i poziomicę, dzwon nurkowy, a na dokładkę deszczomierz i wiatromierz, barometr sprężynowy, system telegrafu i jeszcze takie tam inne... kto by się połapał! Którejś nocy odkrył też Wielką Czerwoną Plamę na Jowiszu. Z Newtonem był skłócony. Poszło o pierwszeństwo odkrycia rozszczepienia białego światła na barwy oraz prawa ciążenia. Szlag go omal nie trafił, gdy Newton opublikował swoje "Principia". Cóż, skupił się Hooke na teorii sprężystości, co mu tylko na dobre wyszło. Czas poświęcał też na robienie baniek mydlanych, z czego raport zdał Królewskiemu Towarzystwu Naukowemu pisząc iż "za pomocą szklanej rurki, z roztworu mydła wydmuchują się liczne małe bańki". Ponad 300 lat później udało się niejakiemu Bernwardowi Kramerowi zrobić - największą zarejestrowaną jak dotąd - bańkę mydlaną o długości 3,7 metra i średnicy 1,5 metra! W Blicksland aż takich rozmiarów nie osiągamy. W tym jedynym przypadku stawiamy na ilość, a nie na jakość.
8 marca 2009
3 marca 2009
XXI
Zawsze fascynowały mnie znaki i symbole.
Opisywały mi świat, tłumaczyły sytuacje i wyjaśniały to, co niewyjaśnione.
Z czasem zaczęły uwierać.
Może dlatego, że okazały się niewystarczające do zrozumienia tego, co dookoła.
Zamiast porządkować zaczęły nagle wprowadzać chaos.
Przestałam rozumieć to, co się wydarzało.
Skutki straciły swoje przyczyny, a przyczyny skutki.
Trzeba było zapomnieć o znakach.
Oswajać świat od nowa.
Ale żeby oswoić trzeba opisać. Jak zatem?
Mozolnie. Po omacku.
By wreszcie zrozumieć dużo więcej.
Odrzucić, by znaleźć. (Czyżby?)
Weszłam dziś w drogę znaków pewnej starszej pani. Szła szybko stawiając przy tym bardzo małe kroki. W całej sylwetce było zdecydowanie i pewność obranego kierunku i tylko głowa rozglądała się nerwowo. Czasem cała postać zataczała kółko wokół własnej osi, by sprawdzić teren i... hyc! szybko postawić znak. Białą kredą. Na śmietniku, na murze, na rynnie. Zawsze tak, by nikt nie widział. Ja zauważyłam. Zaczęłam ją śledzić. Pisała szybko "XXI" i szła dalej, by znowu postawić kolejne "XXI" i jeszcze następne i jeszcze...
I chodziłabym tak za nią do wieczora, gdyby i ona chodziła, ale nagle na tej naszej wspólnej drodze pojawił się pewien mężczyzna w konwulsyjnych ruchach z kijem w dłoniach na środku trawnika i wzrok mój zatrzymał się teraz na nim, ale to już inna opowieść...
Zgubiłam panią od "XXI".
Subskrybuj:
Posty (Atom)